Znaleźć to, co lokalne – Rob Krier o projektowaniu centrum Łodzi i szacunku dla architektonicznej historii miast
Data dodania: 01.01.2000 Czas czytania: ~ 5 min
Państwa głos został zapisany. Głosować można raz na 24 godzinny na jeden obiekt z wybranej kategorii.
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera
Data dodania: 01.01.2000 Czas czytania: ~ 5 min
Znaleźć to, co lokalne
Znaleźć to, co lokalne Rob Krier, znany luksemburski architekt i urbanista, z inicjatywy Fundacji Sztuki Świata przed rokiem podjął się przekształcenia zaniedbanych terenów wokół Dworca Łódź Fabryczna i Elektrowni EC 1 w miejsce tętniące życiem, nie tylko kulturalnym.
25 stycznia o godz. 19 w Atlasie Sztuki zostanie otwarta wystawa jego rzeźb i projektów "Rob Krier dla Łodzi".
Rob Krier: Trudno powiedzieć, bo nie mogę skończyć prac planistycznych, dopóki nie będzie jasno określone, w jaki sposób będzie przebiegała podziemna linia kolejowa. Bez tego dalsze planowanie nie ma sensu. Nie wiem, jak wiele czasu zajmie to administracji Łodzi. Zresztą faza realizacji jest zawsze bardziej skomplikowana niż samo planowanie, więc nie jestem zaskoczony, że ostatnio pojawiły się kłopoty w dogadywaniu tych spraw z miastem. A komunikacja to niezwykle ważna kwestia, bo to nie do pomyślenia, żeby drugie co do wielkości miasto w Polsce nie miało dobrego połączenia z Warszawą. Nie mówiąc już o tak małym lotnisku. Zajmuję się komponowaniem przestrzennym i konsultuję moje plany z architektem miasta Markiem Lisiakiem, który lepiej zna całą infrastrukturę. Wie, jak przebiegają trakcje, rury kanalizacyjne. Nasze wzajemne korekty przypominają ping-ponga. W Atlasie Sztuki pokazuję plan komputerowy, na którym widać, jaki to wszystko przybrało kształt.
Skądże! Tyle, że wiem o niej coraz więcej. Mam w domu plany i cały plik książek o Łodzi. To głównie pozycje turystyczne, albumy z pięknymi zdjęciami. Może nawet za pięknymi - pokazują tylko fasady budynków, drugą stronę widać dopiero kiedy idzie się kilkadziesiąt metrów dalej, spaceruje poza Piotrkowską, wchodzi się do bram. Tam zaczyna się zupełnie inny świat, a to przecież blisko 80 procent miasta. Kiedy pracowałem w Tibilisi, dostałem tylko jedną książkę o stolicy Gruzji. Była za to poruszająca, bo pokazywała wszystko. Także mniej reprezentacyjne strony miasta, które jest bardzo biedne. Nawet mój kapelusz wydawał się tam niewłaściwym nakryciem głowy, więc go zdjąłem.
Kiedy byłem młody, dużo jeździłem autostopem i widziałem wiele zniszczonych miast. W Mediolanie, Madrycie, Paryżu, wszędzie ta sama katastrofa urbanistyczna. Szybko rozwijające się miasta to najczęściej także gwarantowany chaos urbanistyczny. Niezależnie, czy to Zachód czy Wschód, kapitalizm czy komunizm. To zmotywowało mnie, żeby w moich studiach skupić się nad tym, jak to zmienić. Najważniejszym wyzwaniem dla mnie jest takie projektowanie, żeby wpisać się w historię miasta. Kiedy projektowałem w Bilbao, starałem się odczuwać jak Bask, a w Montpellier chciałem być jak najbardziej francuski. To samo w Holandii, w Wiedniu. Łódź też nie potrzebuje budynków, które mogłyby powstać wszędzie, jak np. budynek filharmonii. Trzeba kontynuować istniejące struktury i mieć szacunek dla tego, co jest. W ten sposób odkryć unikalny język miasta. Jeśli uda mi się wykorzystać tę wyjątkową okazję i zaprojektować taką przestrzeń, łódzki układ urbanistyczny stałby się niepowtarzalny.
Jestem krytyczny względem całej nowoczesności i staram się przekazać to także moim studentom. Nie bez przyczyny. Puryzm i hi-tech nie satysfakcjonują mnie, często to tylko utopia. Wyprodukowanie jednej fotokomórki, dzięki której można wykorzystywać energię słoneczną, kosztuje ziemię wiele zanieczyszczeń, nie da się jej nawet poddać recyklingowi. Wokół elektrowni wiatrowych zanika życie. Dlatego woleć od nich tradycyjny młyn.
Rzeźby to moja odskocznia od urbanistyki. Abstrakcja w architekturze mi wystarcza. W rzeźbie opowiadam o emocjach. Człowiek może przez swoje gesty tyle wyrazić! Każda pozycja ręki coś oznacza, to osobny język. Najchętniej pracuję w glinie. Miałem wujka, który prowadził zakład ceramiczny. Kiedy byłem mały, często przychodziłem do niego i rzeźbiłem. W zasadzie te rzeczy nie różniły się od tego, co robię teraz. Nie jestem profesjonalnym rzeźbiarzem, więc nie znajdują się na rynku sztuki, nie wędrują z galerii do galerii. Pokazuję je tylko przy okazji takich wydarzeń jak wykłady. Są dla mnie ważne, bo potrzebuję ich jako niszy i poetyckiego źródła inspiracji. Moja architektura jest też bardzo romantyczna.
Marzę o tym, żeby rzeźby były znowu zintegrowane z architekturą, tak jak można to obserwować na kamienicach tutaj w Łodzi. Na dachu budynku, w którym mieści się Galeria Atlas Sztuki, też musiały kiedyś stać.
Źródło: GW, Marta Skłodowska, Jakub Wiewiórski
Podoba Ci się nasza działalność ? Postaw kawę dla Grupy Sztuka Architektury!
W czeskich Tvrdonicach powstał kompleks budynków wzniesionych w systemie modułowym. Siedziba firmy E ...
Biały beton i efektowne, rzadko stosowane w obiektach biurowych formy architektury – to budynek Offi ...
20 stycznia 2025 roku symbolicznym wbiciem pierwszej łopaty rozpoczęła się budowa Centrum Himalaizmu ...
Fragment wywiadu Marzeny Mróz...
Architektura nowoczesna to cyk...
Chciałbym przeciwstawić tutaj...
Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...
Komentarze
Zaloguj się, aby dodać komentarz