Elisabeth Diller o łączeniu sztuki z architekturą
Data dodania: 02.10.2009 Czas czytania: ~ 9 min
Państwa głos został zapisany. Głosować można raz na 24 godzinny na jeden obiekt z wybranej kategorii.
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera
Data dodania: 02.10.2009 Czas czytania: ~ 9 min
Pracownia Diller Scofidio + Renfro działa już 30 lat. Kiedy zaczynaliście w 1979 r. nie byliście klasycznym studiem architektonicznym, działaliście na pograniczu architektury i sztuki. Jak postrzega pani związek między tymi dwiema dyscyplinami?
W świecie sztuki jesteśmy postrzegani jako architekci, architekci zaś traktują nas jak artystów. Każdy dzień zmusza nas do konfrontacji z podziałem na te dwie dyscypliny, ale my sami ich nie rozróżniamy. Kiedy Ricardo i ja zakładaliśmy nasze studio, poświęciliśmy się sztukom wizualnym, performatywnym i teatrowi. Ale nasze zainteresowania wybiegały daleko poza te trzy dziedziny. Było wiele tematów, które nas pociągały – komunikacja między ludźmi, mechanizm powstawania konwencji kulturowych, wpływ przestrzeni prywatnej i publicznej na ludzi. Architektura i sztuka są częścią naszego świata, częścią kultury, z którą eksperymentujemy. Rezultaty naszych poszukiwań prezentujemy zarówno w instalacjach artystycznych, jak i architektonicznych – dziedzina nie ma dla nas znaczenia, granice są zatarte. Nasze projekty w znacznie większym stopniu zależą od zewnętrznych okoliczności –wielkości budżetu, wymagań klienta i czasu, jaki da nam na przygotowanie koncepcji.
Czy ma dla was znaczenie fakt, że wcześniej zajmowaliście się głównie projektami artystycznymi, a teraz przede wszystkim projektujecie budynki na potrzeby sztuki?
Architektura jest częścią sztuki i kultury i dlatego postrzegamy architektów jako partnerów dla instytucji kulturalnych. Nie projektujemy budynków-rzeźb, jak robi to na przykład Frank Gehry uważany za protagonistę architektury, której sztuka jest podporządkowana. Według mnie, nie na tym powinien polegać artystyczny sposób projektowania. Forma musi być bardzo precyzyjną odpowiedzią na funkcję i program budynku. Co dany budynek ma reprezentować? Dla kogo jest projektowany? W jaki sposób ma oddziaływać na otoczenie? Każdy nowy projekt zaczyna się od tych samych pytań. Jedyną rzeczą, jaka się zmienia, jest materiał i elementy składowe budynku. Używamy różnych mediów, pikseli, budujemy z cegieł i szkła. Trudność polega na znalezieniu pierwiastka indywidualności odpowiedniego dla każdego obiektu.
Jak to się stało, że zajęła się pani architekturą?
Właściwie to nigdy nie myślałam o tym, żeby zostać architektem. Wybrałam takie studia, bo uznałam, że zapewnią mi dobre wykształcenie, a jednocześnie tratowałam je jak eksperyment. Bardzo wcześnie zaczęłam się interesować sztuką i po liceum chciałam związać swoją przyszłość z kinem. Kiedy w latach 80-tych studiowałam w Cooper Union (The Cooper Union for the Advancement of Science and Art w Nowym Jorku to jedna z najbardziej renomowanych w USA prywatnych uczelni, kształcących studentów w dziedzinie sztuki i architektury – przyp. red.) wielkie wrażenie zrobił na mnie dziekan architektury, John Hejduk i jego wykłady. Dla niego architektura znaczyła coś więcej niż po prostu budynki, opisywał ją jako intelektualne i kulturowe badanie świata i ludzi. I to mnie przekonało.
Co, według pani, jest najważniejszym zadaniem stojącym przez współczesnymi i przyszłymi architektami? Czego uczy pani kolejne pokolenia architektów?
Większość czynnych architektów postrzega swoją pracę jako służbę społeczeństwu. Ale tak naprawdę chodzi o coś więcej. Niezwykle ważne jest zadawanie pytań i badanie: tradycji, obyczajów, myśli, które często są niezrozumiałe. Architekt powinien odkrywać świat naszej kultury, zgłębiać go – ja nazywam to ewolucją. Według mnie, rola architekta polega na dawaniu odpowiedzi, wskazywaniu nowych dróg i współpracy ze społeczeństwem. To jedyny sposób, który może nam zapewnić udział w zmienianiu świata.
W jaki sposób daje pani temu wyraz w swoich projektach?
Często skupiamy się na konwencjach i zadajemy pytania: dlaczego okoliczności i przedmioty są właśnie takie, jakie są, skąd się wzięły, co się z nimi dzieje na poziomie, którego na ogarnia nasza świadomość i o którym często nie mamy pojęcia. Zachęcamy ludzi do zastanowienia nad okolicznościami ich codziennego życia: spojrzenia z bliska, czytania między wierszami, zmiany punktu widzenia. Chcemy ich przekonać do tego, żeby nie ograniczali się do podstawowych informacji. Jednym z głównych tematów naszych badań jest przestrzeń i jej granice w naszej kulturze. Badamy wpływ architektury na nasze społeczne zachowania.
Jeszcze zanim nastąpił ekstremalny rozrost systemów bezpieczeństwa w 2001 r. – nie tylko w Nowym Jorku – byliście wśród pierwszych artystów, którzy sięgali w swoich pracach po nowe media i w dość swobodny sposób uczynili inwigilację ludzi tematem swoich instalacji. Co was do tego zainspirowało?
Zawsze chcemy, by nasze prace o krok wyprzedzały działania innych. Interesujemy się nowymi technologiami, nowymi mediami i ich wpływem na nasze życie. Dążymy do tego, by nasze obserwacje były obiektywne, nie zakładamy z góry krytyki wybranego zjawiska. Kiedy wychodzi się z takiego założenia, obserwacje mogą iść różnymi, nieprzewidzianymi ścieżkami. Zwykle prowadzimy nasze badania przez wiele lat i właśnie to sprawia, że nasze prace wyróżniają się na tle projektów wielu innych architektów i artystów.
W tej chwili pracujecie nad dwoma bardzo różnymi projektami w Nowym Jorku: High Line Park w Chelsea i Lincoln Center of Performing Arts. Kilka miesięcy temu ukończona została część Centrum nazywana Alice Tully Hall (sala koncertowa). Jak wygląda wasza praca, kiedy projektujecie budynki o tak wielkim znaczeniu?
Przede wszystkim unikamy mówienia, że projekt taki jak na przykład Lincoln Center – pierwsze i do dziś największe centrum kulturalne i artystyczne na świecie – jest dla nas szczególnie ważny. Po prostu skupiliśmy się na tym, by zapewnić integrację całego kompleksu z otoczeniem. Lincoln Center ma się znowu stać przestrzenią publiczną. Zgodnie z oryginalnym projektem z lat 60-tych miał on funkcjonować jako samodzielny kampus artystyczny, w ramach którego instytucje kulturalne były odizolowane od życia miejskiego. W naszym projekcie zostało to całkowicie odwrócone. Pierwotnie do sali koncertowej – Alice Tully Hall – z ulicy prowadziło tylko małe wejście, a dostęp do znajdującej się na piętrze szkoły był całkowicie ukryty – prowadził do niej pieszy most przerzucony nad ulicą. Nasza koncepcja zakłada odtworzenie związku między instytucją kulturalną i odbiorcami tej kultury w mieście. Cały kompleks otwiera się na prowadzącą do niego ulicę i jest dostępny przez liczne wejścia.
Zarówno w projekcie Lincoln Center w Nowym Jorku, jak i Institute of Contemporary Art w Bostonie położyliście wielki nacisk na relacje między budynkiem a przestrzenią publiczną. Jak ważny jest dla was związek między tymi dwiema strefami?
Tworzenie łączności miedzy przestrzenią miejską a prywatną przestrzenią budynku zawsze jest wyzwaniem. Architekci są odpowiedzialni wobec przyszłych użytkowników zaprojektowanych przez nich budynków. Obiekty kulturalne z założenia są miejscami publicznymi, bazującymi na komunikacji i tętniącymi życiem. W naszych projektach staramy się kreować odbiór budynków przez przechodniów. Na przykład: w przypadku Alice Tully Hall zadaliśmy sobie pytanie, jak możemy wprowadzić życie do wnętrza introwertycznego wcześniej budynku. Parter zaprojektowaliśmy jako przestronny, zalany światłem hol z barami i restauracjami, a przed budynkiem zaaranżowaliśmy plac zachęcający do odpoczynku. Przeszklona elewacja zapewnia wizualną łączność miedzy wnętrzem budynku a przestrzenią publiczną na zewnątrz. W ten sposób chcemy zachęcić przechodniów do wejścia i poznania budynku od środka.
Jaka jest najważniejsza umiejętność w czasie pracy nad tak ważnymi obiektami użyteczności publicznej?
Myślę, że gotowość do kompromisów. Jest ona niezbędna podczas negocjacji, kiedy wszyscy zaangażowani w projekt rozpatrują go pod kątem swojej dyscypliny i z subiektywnego punktu widzenia. Zauważyłam, że kiedy prowadzę jeden z moich wykładów, będący krótkim podsumowaniem historii naszej pracowni i prezentacją naszych projektów (trwa 40 minut i jest opatrzony około 50 ilustracjami), sposób prezentacji uzależniam od słuchaczy. Kiedy są nimi studenci architektury na uniwersytecie, skupiam się przede wszystkim na aspektach architektonicznych i przestrzennych, ale zupełnie innej terminologii używam, kiedy mówię do deweloperów czy klientów. Podczas negocjacji związanych z projektowaniem Lincoln Centre wygłosiłam ten wykład sześć razy. Nie zmieniał się tekst i ilustracje, ale mimo to za każdym razem było tak, jakbym mówiła innym językiem. Wszystko dlatego, że każdy z nich wygłosiłam dla innej publiczności – reprezentacji mieszkańców miasta, władz miejskich, urzędników z biura planowania, przedstawicieli środowiska akademickiego i artystycznego. Nie jest to cynizm – po prostu chcę jak najlepiej przedstawić swoją propozycję każdej z tych grup. Chodzi o odnalezienie najlepszej metody współpracy z każdą nich i zagwarantowanie jej efektywności, żeby ostatecznie stworzyć coś wspaniałego, co wciąż będzie odzwierciedlać ideę leżącą u podstawy projektu.
A wyzwania w procesie projektowania?
Według mnie, im mniej jest ograniczeń i ścisłych wytycznych, a więcej miejsca na poszukiwania, tym lepiej. Głównym zadaniem podczas renowacji starego budynku Alice Tully Hall było udoskonalenie akustyki sali koncertowej. To, co było dla nas najbardziej interesujące, to zgłębianie emocji, jakie może wywoływać architektura. Podczas projektowania przeprowadzaliśmy badania psychoakustczne. Przekonaliśmy się, że jeśli człowiek dobrze się czuje w sali koncertowej i dobrze widzi – lepiej słyszy. Odbiór koncertu aktywizuje różne zmysły, które razem składają się na całokształt muzycznego doświadczenia. Na przykład, jeśli tworząc akustykę sali koncertowej użyje się tworzyw sztucznych, z technicznego punktu widzenia może to być rozwiązanie równie dobre jak zastosowanie drewna. Ale sala pokryta drewnem całkowicie zmienia stosunek słuchaczy do wnętrza – ludzie czują się w niej bardziej komfortowo, przez co znacznie większą przyjemność sprawia im odbiór koncertu.
Źródło: www.baunetz.de
Podoba Ci się nasza działalność ? Postaw kawę dla Grupy Sztuka Architektury!
Nowy budynek Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu autorstwa pracowni WXCA i Archimed jest po ...
W rozstrzygniętej niedawno 5. edycji Nagrody Architektonicznej Województwa Wielkopolskiego NAWW hala ...
Zmiana hałasu w dźwięk to jeden z ważniejszych aspektów pracy architektów podczas procesu projektowa ...
Fragment wywiadu Marzeny Mróz...
Architektura nowoczesna to cyk...
Chciałbym przeciwstawić tutaj...
Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...
Komentarze
Zaloguj się, aby dodać komentarz